25 lipca 2013
Mamry 2013
Popłynęliśmy z dziadkiem na mały rejs. Było pięknie. Cudowne słońce, lekki wiatr. Na wodzie nie czuliśmy upału. Dzieci, początkowo podekscytowane, warkot silnika, manewry w porcie, przejście przez kanał. I gwóźdź programu - kładzenie masztu. A potem, nagła cisza. Kapitan wyłączył silnik i rzucił komendę "Do żagli". Zafurgotały wielkie płachty, przesłoniły nam słońce. Kapitan przesunął rumpel, pociągną linkę i ... już, płyniemy.
Dzieci poczuły się skonsternowane, jako to "to już wszystko?" One chciały dalej warkotać, pruć fale, chlapać wodą. Powoli się wyciszyły, wsłuchane w szum wody pod dziobem. Wypatrywały ryb w wodzie, ptaków na brzegu. Liczyły białe żagielki na tle lasu. I z całych sił próbowały wpaść do wody, a to nie tak łatwo.
Kapitan pozwolił potrzymać rumpel, i nawet linki, pokręcić kabestanem. Mamie wydał, uświęconą tradycją, komendę "kawki". Co było robić, odkąd pamiętam, robiłam kanapki i parzyłam kawki na wodzie. Niech się dzieci uczą, że można sobie radzić w każdych warunkach. W nagrodę, przydzielono mi najlepsze miejsce do opalania. Na dziobie, pod fokiem.
Za rok popłyniemy cała ferajną, na dłużej. Z gitarą. Będzie ciasno i wesoło.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz