14 października 2007

Z wiekiem zmienia się tyle rzeczy.

Na przykład smak. Moja mama od lat narzeka, że nie smakują jej lody i czekolada, a kiedyś mogła jeść tylko to (pewnie, że mogła, nic jej nigdy nie szło w biodra, zawsze była i jest super laska :), a teraz jej nie smakuje. Nie wierzyłam, i nie przypuszczałam, że mnie też to kiedyś spotka. A jednak, przestałam lubić słodkie, nie ruszają mnie lody, czekolada, jedynie domowe ciasta mogą mnie skusić, np. muffinki upieczone przez Visennę nie postały długo :)

Co mnie teraz rusza? Ryby! Na spacerze nadkładam drogi, żeby choć przejść koło rybnego i popatrzeć na te sałatki, wędzonego łososia, krewetki. Nie robię ryb tak często jak bym chciała, bo moja rodzina nie dorosła jeszcze do tego smaku. Powoli się jednak przyzwyczajają, że ryba jest na obiad nie tylko w piątek ;) Na przykład pyyyyszna flądra, kto by się nie skusił?!

2 komentarze:

  1. Moja rodzinka niestety też głównie bojkotuje rybę. A ja dam się sprzedać za smażonego dorsza, pstrąga, pangę z sosie słodko-kwaśnym z warzywami albo śledzia w śmietanie z jabłuszkiem (jak się tym zacznę obżerać to znaczy, że kolejny potomek w drodze, hahaha!). Mogłabym zamienić mięsko na rybkę. Tylko czemu podczas smażenia jest ten wstrętny zapach? Po drodze do Was, u Dąbka (koło miejscowości Skępe) są przepyszne ryby. I jeszcze jedno miejsce godne polecenia to smażalnia nad samym morzem, w Sopocie. Palce lizać, a jaki widok!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że "muminy" smakowały:) W razie potrzeby chętnie dostarczę kolejną porcję :D
    Mnie się natomiast śni Twoje ciacho marchewkowe. I pasta z jajec:)
    Rybki tez lubię, szczególnie pstrąga w każdej postaci, wędzoną makrelkę, flądry też, mniam...

    OdpowiedzUsuń