Wczoraj znów zeszłam w czeluście naszej piwnicy i zdumiałam się ile mamy rzeczy. Choć rozładowałam tyle pudeł i wyrzuciłam większość ich zawartości, to nadal starszą kolejne pudła, siaty, kosze z niepotrzebną zawartością.
Uważam siebie za minimalistkę nie lubię mieć dużo rzeczy, męczy mnie to. Lubię mieć luźno, wręcz pusto w szafach. Zastanawiam się, jak nam się udawało pomieścić z dwójką dzieci i ich rzeczami, naszymi rzeczami i paroma nie naszymi, w poprzednim mieszkaniu. Mieszkanie miało 35m, dwa pokoje i tylko dwie szafy. Teraz mamy większy metraż, więcej pokoi, a wciąż brakuje mi miejsca do przechowywania.
Moje postanowienie nr 1 na ten tydzień, rozstać się ze wszystkimi ubraniami, których nie noszę, nie lubię, albo są w złym rozmiarze, a trzymam tylko dlatego, że może kiedyś je założę, albo dlatego, że dostałam je od kogoś kogo lubię.
Postanowienie nr 2, przetrzebić rzeczy dzieci. Za małe ubrania pochować, kupić torby próżniowe i zanieść wszystko do piwnicy (od wczoraj jest tam więcej miejsca). Ubrania poniszczone, przerobić na ścierki.
3. Zrobić listę ubrań dzieci i zdecydować co jest zupełnie niepotrzebne, a co trzeba dokupić. I dać znać babciom, zanim udadzą się na gwiazdkowe zakupy.
Witaj, zanim przeprowadziłam się od rodziców z 11metrowego pokoiku , na "swoje" 32m, zastanawiałam się co i gdzie poukładam. Teraz, po kilku niezłych latach, wiem, że nie jest możliwe przeprowadzenie się z 11m pokoiku do mieszkania 32m.... To nie realne! ;-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnie jesteś sama... Mnie też jakoś właśnie naszło na redukowanie stosów wszystkiego. To chyba przez tę pogodę wiosenną za oknem ;)
OdpowiedzUsuń