18 stycznia 2010

Aktywny weekend.

Mieliśmy wspaniały weekend, dużo zrobiliśmy, pobyliśmy razem całą rodziną i też trochę razem z mężem.

Mąż zaprosił mnie na kawę, na pl. Zbawiciela do "W biegu cafe". Byliśmy tam raz i bardzo nam się podobało, szczególnie miękkie kanapy, widok z okien i bardzo miła obsługa. W biegu cafe


Za drugim razem spodobało nam się jeszcze kilka rzeczy. Mają duży wybór czekolad na gorąco, nie bardzo duży, akurat taki, żeby każdy znalazł coś dla siebie i nie spędził 0,5h przedzierajac się przez opisy kolejnych propozycji. Kuba zamówił czekoladę truskawkową, coś wspaniałego. Wyobraźcie sobie nadziewaną czekoladę Wedla w płynnej postaci. To był ten smak.

Ja, jako przyszła matka i jednocześnie zagorzała kawoszka, poszłam na kompromis - latte waniliową. Kolejna niespodzianka, nie lubię latte, ale ta była świetna. Nie za mleczna ;) i nie za słodka ;)

I tak nam miną piątek.

W sobotę byliśmy w Pruszkowie na konferencji "Od przedszkola do matury".

Konferencja trwała 4h. I nie był to dla nas koniec soboty :) po obiedzie u dziadków, zabraliśmy dzieci i zaczęło się PRZEMEBLOWANIE. Zamieniliśmy się z dziećmi pokojami. Do tej pory zajmowaliśmy największy pokój, a dzieci najmniejszy. Już od jakiegoś czasu przynosiły do nas zabawki, bo "u nich nie ma miejsca", mieli trochę racji. Nasze potrzeby spotkały się. Dzieci potrzebują większego pokoju, my zacisznego. I tak złożyliśmy nasze olbrzymie łoże i Kuba wyniósł je do piwnicy, dokręcił nóżki do materaca i teraz mamy w naszym nowym pokoju jedynie łóżko, komódkę pod wieżę i stolik pod laptopa. Jak urodzi się dziecko, stolik wyjedzie do ostatniego pokoju, a na jego miejscu stanie łóżeczko.

Dzieci były bardzo podekscytowane, rewolucją, bałaganem, głośną muzyką. Myślałam, że nie usną, jednak padły, gdy tylko główki dotknęły poduszek.

Niedziela. Co tu robić, pogoda fatalna, nie nadawała się zupełnie na spacer. Do dziadków kolejny raz nie wypadało się wprosić. Pojechaliśmy do muzeum Powstania Wrszawskiego. Byliśmy tam już kilka razy i dzieci dobrze je pamiętają. Za każdym razem jednak można odkryć tam coś nowego, czego wcześniej nie widzieliśmy. Tym razem były to kanły. Dzieci bardzo odważnie weszły do kanałów, najpierw przeszly przy zapalonym świetle, potem już po ciemku.

Na wycieczkę pojechała z nami też babcia. Muzeum zrobiło na niej wielkie wrażenie, polecamy, szczególnie w niedziele, gdy wstęp jest za darmo. Jak już tam będziecie, zwróćcie uwagę na okrągły "bulaj" w podłodze koło szatni. Można zobaczyć z góry jak wyglądali powstańcy przechodzący kanałami. 


Miłym zakończeniem wycieczki był "obiad" w PizzaHut. Czekając na pizzę, dzieci rysowały swoje wrażenia. Zosia narysowała tunel, który może też być namiotem, a Ignaś narysował motor, na którym siedział w muzeum.

Jeszcze jedna "atrakcja" dnia. Poszliśmy na 16:00 do kościoła, zwykle chodzimy rano, dzieci jeszcze nie były tak późno na mszy. Ignaś usnął na kazaniu i obudziliśmy go dopiero na błogosławieństwo. Zosia początkowo też przysypiała, ale wytrzymała całą mszę.

1 komentarz:

  1. Martuś, dzięki, że piszesz. Bardzo mi brakowało wieści od Was. Pozdrawiamy serdecznie.
    Kajka z Maciejem i dwoma brojami

    OdpowiedzUsuń