Teraz wakacje na Miczułach spędzam ze swoimi dziećmi. Teraz to dla nich jest raj na ziemi. Zupełna swoboda, całe dnie jeździli na rowerkach. Zrobili sobie tajny klub w sadzie, pod krzakami porzeczek. Zmęczeni jedli te porzeczki, żeby zaspokoić pragnienie i nie wracać do domu. Pomagali kopać ziemniaki na obiad, zrywać ogorki na mizerię, wyrywać marchewkę do zupy. Ganiali po podwórku małe prosiaki i uciekali przed młodymi byczkami. Pili mleko prosto od krowy, dosłownie, bo wujek pryskał im do buziek mlekiem ze strzyk. Maleńkie cielaczki ssały ich paluszki, a prosiaki ryły razem z nimi ziemię na podwórku. Jechali na przyczepce traktora, na workach kartofli. Chowali się przed "komwbojnem". Łapali żaby dla bocianów i "pływali" w falującej trawie. Przekopywali drogę i odcedzali kamienie z kałuż. Słowem - to były bardzo udane dwa tygodnie!
23 sierpnia 2010
Miczuły - raj na ziemi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Też pamiętam wakacje na wsi - najlepsza rzecz na świecie :)
OdpowiedzUsuń