23 sierpnia 2010

Miczuły - raj na ziemi.

Jest takie miejsce, które zawsze będzie moim sielskim rajem. Jest to gospodarstwo moich dziadków, leżące gdzieś na północy, wśród mazurskich jezior. Stamtąd pochodzi moja mama. spędzałyśmy tam z siostrą i ciotecznym rodzeństwem każde wakacje. Wakacje na Miczułach często oznaczały ciężką pracę, czasem nam się nudziło, nie było ciepłej wody, gotowano na kuchnni węglowej. Chleb był wypiekany w domu, a żeby mieć masło do chleba, trzeba było je utłuc w maselnicy - ciężka praca, a i tak efekt czasem rozczarowywał, bo masło miało charakterystyczny posmak śmietany, podobnie mleko. Moja siostra nie raz mówiła, że nie lubi wiejskiego mleka, masła, śmietany czy twarogu, doskonale ją rozumiem ;)



Teraz wakacje na Miczułach spędzam ze swoimi dziećmi. Teraz to dla nich jest raj na ziemi. Zupełna swoboda, całe dnie jeździli na rowerkach. Zrobili sobie tajny klub w sadzie, pod krzakami porzeczek. Zmęczeni jedli te porzeczki, żeby zaspokoić pragnienie i nie wracać do domu. Pomagali kopać ziemniaki na obiad, zrywać ogorki na mizerię, wyrywać marchewkę do zupy. Ganiali po podwórku małe prosiaki i uciekali przed młodymi byczkami. Pili mleko prosto od krowy, dosłownie, bo wujek pryskał im do buziek mlekiem ze strzyk. Maleńkie cielaczki ssały ich paluszki, a prosiaki ryły razem z nimi ziemię na podwórku. Jechali na przyczepce traktora, na workach kartofli. Chowali się przed "komwbojnem". Łapali żaby dla bocianów i "pływali" w falującej trawie. Przekopywali drogę i odcedzali kamienie z kałuż. Słowem - to były bardzo udane dwa tygodnie!





1 komentarz: